Newsletter dla przedsiębiorców 2022


Masz czas do końca listopada na złożenie oświadczenia. Mikroprzedsiębiorcy muszą się spieszyć
CENY PRĄDU
18.11.2022, 12:49
Ireneusz Sudak

Rząd zamroził ceny prądu, ale nie powiedział, że trzeba się o to upomnieć. Kto musi złożyć oświadczenie do końca listopada, a kto może poczekać? I o ile wzrośnie cena prądu w związku z podwyżką stawki VAT? Podpowiadamy.
Rząd, podobnie jak większość krajów w Unii Europejskiej, ogranicza wzrost ceny prądu. Trzeba jednak pamiętać, że ceny nie zostały zamrożone, a jedynie schłodzone.
Kto i ile zapłaci więcej? Jakie oświadczenie trzeba wysłać i gdzie, żeby zapłacić mniej? Czy jeśli przegapimy listopadowy termin zgłoszenia, to stracimy szansę na obniżkę? Wyjaśniamy.
Cena prądu rośnie. Chcesz taniości, musisz wysłać oświadczenie
W związku z bezprecedensowym wzrostem cen energii, rząd wprowadził tarcze, które ograniczają, ale nie powstrzymują rosnących kosztów dla domowych rachunków. Mechanizmy pomocy są tak skomplikowane, że coraz trudniej się w nich połapać.
Ograniczenie wzrostu cen energii w 2023 r. składa się z dwóch części wprowadzonych dwiema ustawami. Pierwsza część polega na zamrożeniu cen prądu (zarówno w części obrotu, jak i dystrybucji) w 2023 r. na poziomie cen obecnych, ale tylko do określonego poziomu:
2 tys. kWh w przypadku gospodarstw domowych,
2,6 tys. kWh w przypadku rodzin z osobą niepełnosprawną,
3 tys. kWh w przypadku rolników i rodziny wielodzietnych.
Oznacza to w praktyce, że z podstawowego zamrożenia do 2 tys. kWh skorzystają głównie osoby mieszkające w blokach i raczej małe gospodarstwa domowe: jednoosobowe i w modelu 2+1.

Ile wynoszą obecnie ceny? Możemy to sprawdzić na swojej dotychczasowej fakturze. Według danych Urzędu Regulacji Energetyki jest to średnio dla całej Polski 0,71 zł netto za kWh. W tym roku stawka VAT na energię była w związku z kryzysem obniżona do 5 proc., czyli za prąd płaciliśmy 0,75 zł brutto za kWh.
Ale z wypowiedzi premiera Mateusz Morawieckiego wynika, że najprawdopodobniej od nowego roku VAT na paliwa wraca do normalnej stawki 23 proc. Oznacza to, że za 1 kWh zapłacimy 0,8733 zł. Czyli za 2 tys. kWh będzie to nie 1,5 tys. zł rocznie (125 zł miesięcznie), ale 1746,6 zł rocznie (145,55 zł miesięcznie). Oznacza to, że zamrożenie cen prądu i podwyżka VAT skutkują 16-proc. podwyżkami rachunków.
Żeby skorzystać z 2 tys. kWh limitu prądu, nie trzeba robić nic - jesteśmy objęci tą kwotą automatycznie. Inaczej jest w przypadku zwiększonych limitów - 2,6 tys. kWh i 3 tys. kWh. Tu trzeba się zgłosić po "zamrożenie ceny".

Jak poprawnie wypełnić oświadczenie?
Czas na złożenie wniosku jest to końca czerwca. Dlaczego tak długo? Bo przecież od nowego roku i tak każdy wchodzi w limit 2 tys. kWh, więc ma czas, żeby wypełnić i wysłać wniosek. Jak to zrobić?
Przykładowy wzór można znaleźć na tej stronie firmy Enea (każda firma energetyczna ma swój, ale kategoria informacji jest wszędzie taka sama).
Pismo trzeba wysłać pocztą albo podpisać kwalifikowanym podpisem elektronicznym (wymaga to oddzielnego urządzenia - tokena - do podpisywania). WAŻNE! Skany i zdjęcia będą odrzucane.
Rolnicy muszą wpisać numer decyzji o wymierzeniu podatku rolnego, a rodziny wielodzietne numer karty dużej rodziny. W przypadku osób mieszkających z osobą niepełnosprawną wystarczy deklaracja, że członek gospodarstwa domowego ma orzeczenie o niepełnosprawności - nie trzeba przedstawiać żadnych dokumentów. Liczy się stan faktyczny na dzień wejścia ustawy w życie, czyli 18 października 2022 r.

UWAGA! Inne terminy obowiązują samorządy, mikro-, małe i średnie firmy. W ich przypadku cena prądu nie jest zamrożona, ale jest obniżona (ale tylko w części za obrót) do 0,785 zł za kWh netto. Żeby mieć taką cenę, trzeba złożyć oświadczenie na podobnych zasadach jak gospodarstwa domowe, ale do 30 listopada, bo firmy i samorządy nie mają zamrożonej ceny do 2 tys. kWh - od 1 stycznia będą płacić więcej.

Ile zapłacę za prąd po przekroczeniu 2/2,6/3 tys. kWh?
Niezależnie od tego, czy ktoś złoży oświadczenie, czy nie, powyżej limitu zużycia zapłaci za prąd nową stawkę. Rząd oddzielną ustawą ustalił maksymalną cenę energii na poziomie 0,693 zł netto za kWh, ale tylko w części za obrót energią elektryczną. Ile to będzie finalnie brutto ze wszystkimi opłatami?
Do stawki 0,693 zł trzeba dodać 23-proc. VAT, czyli jest to już 0,852 zł brutto. Do tej stawki trzeba doliczyć opłaty za dystrybucję, które wynoszą ok. 35 groszy za kWh (prezes URE zapowiedział, że stawki za dystrybucję również wzrosną). Razem jest to już 1,202 zł brutto za kWh, czyli o 60 proc. więcej niż w tym roku.

Zamęt na rynku energii jeszcze się zwiększy, bo firmy nie zaprzestały procesu taryfowania cen prądu. W kontekście tego, że maksymalne ceny prądu zostały już ustalone, brzmi to absurdalnie, ale niezależnie od mrożenia firmy sprzedające prąd składają właśnie wnioski o nowe taryfy.
URE tradycyjnie w połowie grudnia ogłosi nowe stawki za prąd w taryfach - zarówno w części sprzedażowej (obrót), jak i za dystrybucję. Dla konsumenta ma znaczenie tylko ta druga decyzja - można się spodziewać niewielkich, kilkugroszowych za kWh podwyżek. Nawet jeśli firmy złożą wniosek o podwyżki stawki za sprzedaż prądu np. do 1 zł za kWh netto, konsumenci tego w 2023 r. nie odczują. Będzie obowiązywać maksymalna stawka 0,695 zł netto.

Różnicę spłacą sobie same firmy energetyczne (wszystkie - produkujące prąd, elektrownie węglowe, wiatrowe, słoneczne, ale też sprzedające), bo rząd ograniczył im marże do ok. 3 proc. Każdy nadmiarowy zysk ma zostać przeznaczony na spłatę różnicy.

To antyrynkowe i grożące serią bankructw i wypowiadaniem umów, o czym rząd wie, ale nie zdecydował się zmienić przepisów.

Ogromna podwyżka składek ZUS dla przedsiębiorców. Kaczyński: "Nie stać cię, to nie prowadź firmy"
16.11.2022, 05:45
Leszek Kostrzewski

Od nowego roku przedsiębiorcy będą musieli płacić co miesiąc na ZUS nawet 2,3 tys. zł. - Obowiązkowy ZUS trzeba zlikwidować - postuluje rzecznik małych i średnich przedsiębiorców. Ma poparcie trzech partii. Co na to Jarosław Kaczyński?
Prezes PiS Jarosław Kaczyński na temat składek ma jasne poglądy. Wyraził je dobitnie w 2017 r. w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej Tadeusza Rydzyka w trakcie konferencji gospodarczej "Odpowiedzialność przedsiębiorców za Polskę".

Stwierdził, że jeżeli przedsiębiorcy nie stać na opłacenie ZUS-u, to znaczy, że "nie nadaje się do biznesu".

- Jeżeli ktoś we współczesnej Europie, we współczesnej Polsce, nie jest w stanie działać efektywnie, jeżeli te ograniczenia nie będą odrzucone, to po prostu powinien zająć się czymś innym - mówił prezes PiS i wywołał tymi słowami burzę w środowisku przedsiębiorców.

Ile więcej zapłacimy?
Składki przedsiębiorców nie zależą od tego, ile uda im się zarobić w danym miesiącu. Przepisy przewidują, że opłacają oni składki od zadeklarowanej kwoty, która nie może być jednak niższa od 60 proc. prognozowanego średniego wynagrodzenia. Ministerstwo Finansów ogłosiło w założeniach budżetowych, że prognozuje wzrost przeciętnego wynagrodzenia w przyszłym roku do 6935 zł.

Jak przełoży się to na składki? W przyszłym roku wyniosą:

emerytalna – dziś 693,58 zł, wzrośnie do 812,23 zł;
rentowa – z 284,26 zł do 332,88 zł;
dobrowolna składka chorobowa – z 87,05 zł do 101,94 zł;
wypadkowa – z 59,34 zł do 69,49 zł;
Fundusz Pracy – z 87,05 zł do 101,94 zł.
Do tego składka zdrowotna
Oznacza to, że przedsiębiorcy zapłacą miesięcznie 1418,48 zł, czyli o ponad 207 zł miesięcznie więcej niż w tym roku.

A trzeba pamiętać, że będą musieli zapłacić jeszcze składkę zdrowotną. Ile ona wyniesie?

Antoni Kolek, szef Instytutu Emerytalnego, wylicza, że przedsiębiorca z dochodem 10 tys. zł miesięcznie na skali podatkowej zapłaci 9 proc. składki zdrowotnej, czyli 900 zł. W sumie więc jego wszystkie składki przekroczą 2,3 tys. zł.

- W czasie wysokiej inflacji znacznie rośnie także przeciętne wynagrodzenie. Jednak dla samozatrudnionych wzrost ten nie jest powodem do radości. Bowiem jest to wskaźnik, od którego ustala się podstawę wymiaru składek. Co ważne, nie są to realne dane, ale prognoza na 2023 rok zapisana w budżecie państwa. Rekordowy wzrost tej hipotetycznej kwoty oznacza, że także składki rosną rekordowo - tłumaczy Kolek.

Bierzmy przykład z Niemców
Przedsiębiorcy od lat narzekają na obowiązkowy ZUS. W końcu od narzekania przeszli do czynów. 351 organizacji z Rady Przedsiębiorczości przy Rzeczniku Małych i Średnich Przedsiębiorców chce, aby powstał projekt obywatelski w sprawie dobrowolnego ZUS i od jeszcze w listopadzie komitet będzie zbierał pod nim podpisy.

- Widzę szansę w tym, że idą wybory. Jak jako środowisko nazbieramy dużo podpisów, to może i te dwie największe partie, które mają szansę objąć władze, zobaczą, że ZUS jest problemem - mówi Adam Abramowicz, Rzecznik MŚP.

Według niego płacenie przez przedsiębiorców obowiązkowego ryczałtowego ZUS - niezależnie, czy ma zyski, czy ich nie ma - jest zabójcą miejsc pracy w Polsce.

Rzecznik postuluje, aby znieść obowiązkowy ZUS i wprowadzić system niemiecki, gdzie tylko chętni płacą składki emerytalno-rentowe.

W ZUS czekają pieniądze do wzięcia. Polacy o nich nie wiedzą
ZAPISZ NA PÓŹNIEJ
- W Niemczech połowa przedsiębiorców jest nadal w systemie państwowym i płaci składki. W Polsce, gdyby wprowadzić dobrowolność, byłoby podobnie - mówi Abramowicz.

I dodaje: - Przedsiębiorcy płacą co roku około 13 mld zł w składkach. Gdy połowa z nich przestanie to robić, ubytek w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych sięgnie 6,5 mld zł. Cały budżet, którym zarządza ZUS, to około 300 mld. Te 6,5 mld zł nie załamie więc systemu. A docelowo zmiana byłaby bezkosztowa. Bo jak ktoś dziś nic nie wpłaca, to na starość nic nie trzeba będzie mu wypłacać.

Rzecznik zapewnia, że na razie do swojego pomysłu przekonał trzy partie: Konfederację, PSL i Porozumienie Jarosława Gowina.

Składka powiązana z dochodami
Przeciwna pomysłowi Abramowicza jest Federacja Przedsiębiorców Polskich.

- Takie rozwiązanie stanowiłoby zaprzeczenie fundamentalnej zasady ubezpieczeń społecznych, jaką jest powszechność. Jeśli ta zasada zostanie złamana, nastąpi masowe zjawisko tworzenia fikcyjnych działalności gospodarczych – założonych jedynie w celu uniknięcia płacenia składek. Nieuchronnie będzie dochodziło również do sytuacji, w której osoby niepłacące składek nie odłożą odpowiednich środków na przyszłą emeryturę, a w konsekwencji znajdą się na utrzymaniu pomocy społecznej – a więc wszystkich podatników - tłumaczy Federacja i zgłasza swój autorski pomysł na rozwiązanie problemu składek.

Na czym on polega? Na powiązaniu wysokości składek na ubezpieczenia społeczne przedsiębiorców z wielkością uzyskanego przez nich dochodu. Dzięki temu mogłoby nastąpić daleko idące "uproszczenie i harmonizacja rozliczeń podatkowo-składkowych". - Przedsiębiorcy płaciliby składki tylko od tego, co zarobią, dzięki czemu obowiązek ubezpieczenia społecznego nigdy nie stanowiłby obciążenia zagrażającego dalszemu istnieniu firmy w razie wystąpienia poważniejszych problemów finansowych. Taki system działałby jako automatyczny stabilizator koniunktury gospodarczej, elastycznie dostosowując poziom płaconych składek do sytuacji firm. W ten sposób drobni przedsiębiorcy mieliby lepsze warunki dla rozwoju działalności, jednocześnie nie tracąc prawa do otrzymywania emerytury w przyszłości - uważa Federacja.

Prognozowana średnia płaca
Na razie nie ma jednak szans na wielką reformę w płaceniu składek przez firmy. Ekonomiści postulują więc, aby przynajmniej zmienić wzór wyliczania wielkości składek.

Zdaniem Łukasza Kozłowskiego, głównego ekonomisty Federacji Przedsiębiorców Polskich, duża podwyżka składki jest bowiem wynikiem złych założeń makroekonomicznych.

– Dziś wysokość składki oblicza się na podstawie prognozowanej na przyszły rok średniej płacy i stąd w tym roku taka skokowa podwyżka. A składki powinno się obliczać na podstawie średniej pensji z całego ubiegłego roku albo z ostatniego kwartału ubiegłego roku. Wtedy nie byłoby tak bolesnych podwyżek dla przedsiębiorców – mówi Kozłowski.

Podobne zdanie ma Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.

– Największym problemem w tej formule jest fakt, że do wyliczenia ryczałtowych składek bierze się nie faktyczne zrealizowane wynagrodzenie w gospodarce, tylko prognozę budżetową Ministerstwa Finansów. Niestety, prognozy charakteryzują się tym, że rzadko są trafne, i mamy mniejsze lub większe błędy prognozy zarówno in plus, jak i in minus. I to powoduje, że podstawa naliczania składek jest bardzo zmienna, po fakcie mocno odstaje od rzeczywistości – mówi Dudek.

Co ciekawe, składkę na ZUS dla firm ustala się na podstawie prognozowanej średniej płacy, która jest liczona bez mikrofirm. Czyli nie są brane pod uwagę pensje w firmach zatrudniających poniżej 10 osób. - A tych mikrofirm jest bardzo dużo i w sumie to w nie najbardziej uderza ryczałtowy ZUS - mówi Adam Abramowicz.


Firmy zapłacą za podwyżkę płacy minimalnej nawet 27 mld zł. Może być więcej pustych półek
Już za rok minimalna płaca w Polsce wyniesie 3600 zł brutto. Najmniej zarabiający dostaną na rękę podwyżkę w wysokości około 400 zł. Jednak dla pracodawcy oznacza to blisko dwukrotnie większy wzrost kosztów. W skali całego roku ustawowa podwyżka może obciążyć firmy kwotą nawet 27 mld zł. Efektem może być dalszy spadek inwestycji i pogłębienie "kryzysu niedoboru".

1.Rząd zafundował najmniej zarabiającym blisko 20 proc. podwyżki płac. Choć słowo "zafundował" jest na wyrost, bo koszty tego poniosą pracodawcy

2. W całym 2023 r. (przez 12 miesięcy) podwyżka płacy minimalnej jednego pracownika będzie oznaczać wzrost kosztów firmy o około 9 tys. zł

3. Władze zapowiadają, że podwyżka obejmie około 3 mln pracowników, a to może oznaczać koszty sięgające maksymalnie 27 mld zł

4. Już w tej chwili sektor MŚP narzeka na brak możliwości inwestycyjnych, a będzie jeszcze gorzej. Główny ekonomista Pracodawców RP ostrzega, że nie da się skonsumować więcej, niż są w stanie wyprodukować firmy. Towaru może być mniej i w wyższych cenach.

Choć do wyborów parlamentarnych został jeszcze rok, rząd już teraz przyszykował prezent dla około 3 mln wyborców. Pokazał, że ma gest i zapowiedział wzrost płacy minimalnej większy, niż wcześniej zakładany. Od 1 stycznia 2023 r. najmniej zarabiający mogą liczyć na zwiększenie minimalnego wynagrodzenia na umowie o pracę z 3010 zł brutto do 3490 zł brutto. Po pół roku ustawowo dojdzie druga podwyżka — do 3600 zł brutto.
Ekonomiści zauważają, że płaca minimalna w przyszłym roku będzie na poziomie mniej więcej połowy przeciętnego wynagrodzenia. Wzrośnie o prawie 20 proc., podczas gdy prognozy dla średniej krajowej zakładają raczej niską dwucyfrową dynamikę. Choć dla gospodarki nie powinien to być duży wstrząs, spora część pracodawców będzie mieć twardy orzech do zgryzienia.

Rząd po podwyżce podatków w ramach Polskiego Ładu dokłada firmom kolejne koszty (związane z zatrudnieniem), a te już teraz borykają się m.in. z bardzo szybko rosnącymi rachunkami za prąd, gaz, paliwa itp. Do tego dochodzą bardzo duże koszty obsługi kredytów i zobowiązań finansowych, które są wynikiem podwyżek stóp procentowych w NBP.

Ile zapłacą pracodawcy?
Obecnie koszt pracodawcy zatrudniającego na płacę minimalną (3010 zł brutto) wynosi ponad 3500 zł. Z tego pracownik "na rękę" dostaje ostatecznie tylko 2181 zł netto. Za rok jego wypłata będzie wyższa o 404 zł netto, ale na pracodawcy będzie ciążyło dodatkowe 810 zł. Jego koszt wzrośnie bowiem do 4337 zł.

Biorąc pod uwagę, że w pierwszej połowie przyszłego roku będzie obowiązywać stawka 3490 zł brutto, a w drugiej 3600 zł brutto, średni miesięczny wzrost kosztów pracodawcy wyniesie 744,57 zł. W skali całego roku będzie to dodatkowe blisko 9 tys. zł.

Przy 3 mln pracowników, których ma zdaniem rządu objąć podwyżka, daje to w sumie kwotę 27 mld zł. O tyle maksymalnie wzrosną łączne koszty pracodawców w związku z podwyżką płacy minimalnej.

— Decyzja rządu nie bierze pod uwagę sytuacji przedsiębiorstw, których działalność coraz częściej przynosi straty. Przedsiębiorcy zmagają się ze wzrostem cen paliw nie o 30 proc., jak gospodarstwa domowe, ale o 300 czy 800 proc. — wskazuje Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.

W rozmowie z Business Insiderem przyznaje, że decyzja rządu o tak dużej podwyżce płacy minimalnej jest szokiem i będzie mieć daleko idące konsekwencje, które wszyscy obywatele odczują z opóźnieniem.

Bez inwestycji nie będzie więcej towaru
Mowa o ograniczeniu inwestycji, na czym ucierpi produkcja, która z czasem nie będzie nadążać za rosnącą konsumpcją, napędzaną m.in. rosnącymi płacami.

Ekonomista Pracodawców RP podkreśla, że nie da się skonsumować więcej, niż są w stanie wyprodukować firmy. Sugeruje, że w przyszłym roku, jeśli nic się nie zmieni, jeszcze częściej możemy być świadkami pustych półek w sklepach, a dostępne towary i usługi będą bardzo drogie.

— Trwający kryzys jest kryzysem niedoboru. Receptą na wyjście z kryzysu nie może być dokładanie ludziom pieniędzy, ale zwalczenie niedoboru. Sposobem na to są inwestycje. Trudno sobie wyobrazić, że takie decyzje rządu oraz niepewności w gospodarce będą skłaniały przedsiębiorców do dalszego inwestowania swoich środków — komentuje Sobolewski.

Przypomina, że rząd PiS kilka lat temu wyznaczył Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, znaną jako plan Morawieckiego. W niej były szumne zapowiedzi dotyczące inwestycji, które miały wzrosnąć z 20 proc. PKB (w ostatnim roku rządów PO/PSL) do 22-25 proc. w 2020 r. i zostać utrzymane przy około 25 proc. do 2030 r.

Plan nie wypalił, bo w 2021 r. stopa inwestycji w Polsce wyniosła zaledwie 16,6 proc. PKB, co było najniższą wartością od 2005 r. i drugim najniższym wynikiem w UE.

Rząd liczy na dodatkowe wpływy
Z większym spokojem na zapowiedzianą podwyżkę płacy minimalnej reaguje prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) Cezary Kaźmierczak, który przyznaje, że bardzo trudno rozmawia się z rządem na ten temat w obliczu niskiego bezrobocia. Nie dziwi się też, że rząd tak beztrosko rozdaje nie swoje pieniądze.

— Rząd uwielbia majstrować przy płacy minimalnej. Z każdych dodatkowych 100 zł podwyżki do budżetu finalnie trafi około 50 zł. Wynika to z podatków płaconych przez pracodawców i pracowników — wskazuje w rozmowie z Business Insiderem prezes ZPP.

Nie spodziewa się, że duża część firm będzie zmuszona zwalniać pracowników lub będzie mieć inne problemy finansowe. Zauważa, że rynek pracy nie ucierpiał znacząco przez pandemię i wojnę. W związku z tym także dużą podwyżkę płacy minimalnej przedsiębiorcy wezmą na swoje barki.

Ostrzega jednak przed jeszcze większą presją płacową ze strony pracowników zarabiających ponad minimalną stawkę.

— Jesienią przedsiębiorcy ulegną gigantycznej presji płacowej. Pracodawcy stoją na przegranej pozycji — uważa Kaźmierczak.

Nastroje przedsiębiorców coraz gorsze
Zapowiedzi podwyżki płacy minimalnej nie poprawiają nastrojów szczególnie w małych i średnich firmach. A te już w pierwszym półroczu były bardzo złe. Indeks nastrojów przedsiębiorców "Busometr ZPP" w ostatnich odczycie był na najniższym poziomie w całej trwającej dekadę historii badania.

Ponad 500 przedstawicieli sektora MŚP (mikro, małych i średnich przedsiębiorców) wskazuje na wyjątkowo niski wskaźnik komponentu "koniunktura gospodarcza" oraz "inwestycje". W tym drugim przypadku jeszcze nigdy nie było tak wielu narzekań.

Przedsiębiorcy pytani o "koniunkturę gospodarczą" aż w 71 proc. wskazywali, że ulegnie ona pogorszeniu. Pytani o inwestycje aż w 75 proc. deklarowali, że nie planują żadnych bądź zamierzają zrezygnować z tych wcześniej zakładanych.

Autor: Damian Słomski, dziennikarz Business Insider Polska

Nie jeden, nie dwa, ale cztery systemy podatkowe będą mieć do wyboru przedsiębiorcy w tym roku. To "Polski ład"
Ministerstwo Finansów pokazało kolejne zmiany w swoim sztandarowym projekcie. Są zmiany na lepsze, np. automatyczny zwrot nadpłaty składki zdrowotnej. Są na gorsze. Są też zmiany groźne. Księgowi mają być też wyłączeni z odpowiedzialności za "Polski ład". Ostatnie starcia rządu premiera Mateusza Morawieckiego przypominają starą bajkę dla dzieci: "Przygody kota Filemona. Łata na łacie".
Zaczyna się to tak, że dziadek od rąbania drewna rozrywa sobie kapotę.
– Masz ci los. Ale dziura. Będzie mi musiała babcia łatę wstawić – mruczy.
– Co to jest łata? Myślałem, że już wszystko wiem – pyta kot Filemon.
– To proste. Ty masz łatę na uchu, szczeniak ma swoją, krowa Mećka też – odpowiada znudzony Bonifacy.
W wersji rządowej Morawiecki mówi: masz ci los, będzie mi Soboń musiał łatę wstawić.
I dzisiaj wiceminister finansów Artur Soboń pokazał swoją łatę. Na łatę (projekt nowelizacji "Polskiego ładu") pokazaną w marcu. Czyli: łatę na łatę.
I tutaj jak w bajce każdy też dostaje swoją (łatę).
Co zmienia rząd w projekcie łaty na "Polski ład"?
To Soboń wyliczał na środowej konferencji prasowej.
Przedsiębiorcy, około 130 tys. osób, którzy w styczniu zmienili formę opodatkowania, teraz mogą stracić. Bo np. w lutym wybrali ryczałt, a od lipca – zgodnie z łatą na "Polski ład" – rozliczanie na skali podatkowej może być dla nich korzystniejsze. Wyborcza, podobnie jak inne media, alarmowała w tej sprawie, i co?
Soboń stwierdził, że zostanie to poprawione (czyli nałoży łatę na projekt). Jak?
Przedsiębiorcy będą mogli wybrać rozliczenie na skali: na podatku liniowym i ryczałcie – ex post (po zakończeniu roku podatkowego 2022 r.) za cały rok podatkowy.
Na ryczałcie – do 22 sierpnia 2022 r. za drugą połowę roku.
PIT – ujednolicenie terminów rozliczenia dla wszystkich formularzy do 30 kwietnia.
Co to jednak właściwie znaczy?
– Nie do końca jest dla mnie jasne to, co wynika z tego slajdu. Z tego slajdu wynika, że będzie można przejść tylko na skalę. Czy będą możliwe ruchy w innym kierunku? – pytali dziennikarze na konferencji.
– Mówimy o ekstraordynaryjnych wyjątkowych przepisach za rok podatkowy 2022 i po konsultacjach z księgowymi, z doradcami podatkowymi, z biurami rachunkowymi i samymi przedsiębiorcami zaproponowaliśmy zmianę, która polega na możliwości przy rozliczeniu rocznym przejścia z ryczałtu, liniówki na skalę, bo takie było oczekiwanie ze strony zainteresowanych – mówił Soboń.
I dodawał: – Oczywiście zawsze można zmienić na początku roku swój sposób opodatkowania. Mówimy o zmianie wstecz w związku z tym, że te korzyści na skali są większe niż na ryczałcie czy na liniówce, które zaproponowaliśmy – tłumaczył wiceminister.
Na ryczałcie pojawi się jeszcze jedna możliwość. – Aby rok podzielić na pół i ten, kto dzisiaj wybrał ryczałt, a chce wrócić na skalę, będzie pół roku prowadził księgi w taki sposób jak dzisiaj, a drugie pół zgodnie ze skalą. To jest kompromis, który wspólnie wypracowaliśmy – stwierdził Soboń.
Eksperci? – Z tych szumnych zapowiedzi w praktyce wynika, że będzie można jedynie przejść z ryczałtu na skalę podatkową – dziwi się Marcin Wojewódka, radca prawny z kancelarii Wojewódka i Wspólnicy. – Problem w tym, że już dzisiaj w naszym systemie podatkowym taka opcja istnieje. Wystarczy, żeby ryczałtowiec wystawił fakturę byłemu pracodawcy albo zaczął sprzedaż części samochodowych, to już dzisiaj – bez żadnego nowego "Polskiego ładu" – jest możliwe. Czyli to de facto pustą zapowiedź przedstawiana jako wielki sukces – komentuje ekspert.
Według Wojewódki z wyjaśnień ministra Sobonia w 2022 roku wykluwa się sytuacja kilku równoległe współistniejących w naszym kraju systemów podatkowych dla ryczałtowców. Otóż taki przedsiębiorca może:
1. działać na zasadach "Polskiego ładu" obowiązujących od 1 stycznia 2022, czyli opłacać ryczałt przez cały rok i potem rozliczać się z ryczałtu w rozliczeniu rocznym;
2. może już teraz utracić prawo do ryczałtu (zrezygnować) i wrócić na skalę podatkową 17/32% i w skali roku rozliczyć się wg 12/32%;
3. działać na zasadach "Polskiego ładu" przez cały 2022 rok, ale w rozliczeniu rocznym wybrać rozliczenia na skali podatkowej w wymiarze 12/32%;
4. działać na zasadach "Polskiego ładu" do 30 czerwca 2022, a tylko na II półrocze 2022 wybrać skalę 12/32%.
Proste? Chyba nie do końca. Ale złośliwi powiedzieliby, że politycy rzadko prowadzą działalność gospodarczą.
A ujednolicenie terminów rozliczenia dla wszystkich formularzy PIT do 30 kwietnia?
– Głośne hasło ujednolicenia terminów jest o tyle błędnym rozwiązaniem, że kumuluje terminy wszystkich rozliczeń na jeden dzień, zamiast rozsądnie je rozłożyć w czasie. Z prezentacji nie wynikało też, jakich zeznań dotyczy ujednolicenie terminów poza PIT-28 dotyczącym dochodów z najmu – mówi Wojewódka.

Rząd chce wyłączyć odpowiedzialność księgowych
Dlaczego? Tu Soboń zanim wyjaśnił, co ma na myśli, długo dziękował księgowym za ich trud we wprowadzaniu "Polskiego ładu" i "gotowość do tego, aby wziąć na siebie zmiany, które teraz proponujemy".
A odpowiedzialność? Ona według wiceministra sprowadza do tego, że zgodnie z ordynacją podatkową są informacje, które księgowym przekazują podatnicy. Ale to księgowi biorą za nie odpowiedzialność jako płatnicy.
– Podatnicy przy tym, co dzisiaj mamy, czyli powiedzmy takich zmianach daleko idących, na początku roku, teraz korygujących pewne rozwiązania na rzecz tych podatników, ale mogących powodować, że np. podatnik poda nieprawdę płatnikowi, pomyli się czy z jakichś innych powodów, to wtedy ci księgowi nie ponoszą za to odpowiedzialności – mętnie wyjaśniał Soboń. – To jest ten kompromis, który dotyczy odpowiedzialności – stwierdził.
To kto wobec tego poniesie odpowiedzialność w przypadku błędów?
To nie koniec łat.
Będzie automatyczny zwrot nadpłaty składki zdrowotnej.
Zgodnie z obowiązującym ciągle "Polskim ładem", jeśli ktoś jest przedsiębiorcą i nadpłaci składkę zdrowotną, to będzie miał jeden miesiąc na jej odzyskanie. Jeśli zaniży wysokość składki, to Zakład Ubezpieczeń Społecznych ma... pięć lat na jej odzyskanie. A jeszcze precyzyjniej, przedsiębiorca rozliczający się liniowo lub według skali może ubiegać się o zwrot nadpłaty tylko do końca maja 2023 r., ryczałtowiec do końca marca 2023 r. A wnioski złożone po tym terminie pozostaną bez rozpatrzenia.
Teraz według zapowiedzi Sobonia będzie jednak automatyczny zwrot nadpłaty składki zdrowotnej.
Co jeszcze?
Ulga na zabytki dotyczyć ma tylko wydatków na remont. Obecnie z ulgi (najkorzystniejszej w "Polskim ładzie") mogą skorzystać osoby, które kupują, restaurują i konserwują zabytki nieruchome wpisane do rejestru zabytków. – Ta ulga jest królową wszystkich innych ulg. Umożliwia odliczenie od dochodu 500 tys. zł rocznie, a można i więcej. Nie zajmujmy się jakąś groszową ulgą dla klasy średniej, skoro mamy Pałacyk+ – ironizowała dr Jowita Pustuł, radca prawny i doradca podatkowy.
Brak składki zdrowotnej do 6000 zł dla osób powołanych do realizacji m.in. obowiązków społecznych lub obywatelskich.
Kwota wolna rozliczana w zaliczkach – umowy-zlecenia od 1 stycznia 2023 r.
Czy to koniec zmian w "Polskim ładzie"?
Decyzje rządu można również na koniec podsumować "Przygodami kota Filemona".
– Jak sądzisz Bonifacy, czyja łata będzie lepsza? Moja czy dziadka? – pyta Filemon.
– Chyba twoja. Łata na kapocie to nic dobrego. Ale lepsza niż dziura – odpowiada Bonifacy.
Soboniowi w trakcie konferencji prasowej zadano pytanie: czy może pan zagwarantować, że w systemie podatkowym w tym roku podatkowym nic się już nie zmieni?
Ale wiceminister nie udzielił na nie odpowiedzi.

Podatki 2022. Pięć rzeczy, które koniecznie musisz wiedzieć o rozliczeniach podatkowych w tym roku. Aby nie stracić
Piotr Miączyński
11 lutego 2022 | 06:00

Rozliczenia podatkowe 2022. Niestety, fikcją są teksty: "Rząd zwraca po 300 zł za paliwo miesięcznie każdemu obywatelowi. Jak odebrać te pieniądze?". Ale jest kilka sposobów na to, aby w rozliczeniu podatkowym oszczędzić grube tysiące złotych. Bądź zyskać wiedzę, jak to zrobić w przyszłym roku. Rzecz pierwsza i najważniejsza, która w natłoku informacji o "Polskim ładzie" mogła sporej części czytelników umknąć.
Rozliczenia za zeszły rok, które za moment będziemy robić, odbywają się jeszcze według starych zasad. Czyli kwota wolna, dla większości w ubiegłym roku wynosiła nie 30 tys. zł - tylko 3091 zł. Dotyczy to tych osób, których roczne dochody są w widełkach między 13 tys., a 85 528 zł. Przy dochodach 127 tys. zł i więcej kwota wolna wynosi zaś równe 0 zł.
Próg podatkowy to ciągle 85 528 zł (wprowadzony jeszcze za rządów wicepremiera i ministra finansów Jacka Rostowskiego w roku 2009). Czyli niby ostatni raz rozliczymy się tak samo. Dlaczego niby? Panująca obecnie ekipa postanowiła nam sprezentować kilka niespodzianek.

Rozliczenia podatkowe 2022. Jak będziemy się rozliczać w przyszłym roku, to się dopiero okaże
Rzecz druga. Zasady rozliczeń za obecny rok, potencjalne dopłaty, nie są jeszcze znane, projekt ustawy w tej sprawie łatający "Polski ład" w znoju i trudzie powstaje w Ministerstwie Finansów i nie wiadomo jeszcze, co tam będzie ani kiedy będzie. Prawdopodobnie powstanie w pierwszym kwartale tego roku, ale projekt musi stać się jeszcze ustawą, czyli przejść przez parlament, gdzie mogą się również wydarzyć różne cuda. A że to nie jest normalne, aby w trakcie roku podatkowego nie wiedzieć, jakie się będzie płaciło podatki, to inna kwestia. To faktycznie zjawisko raczej w świecie niespotykane i nowatorskie. Szef rządu Mateusz Morawiecki zapowiedział, że "jeśli ktokolwiek zarabiający do 12 800 zł brutto miesięcznie straci na "Polskim ładzie", będzie mógł rozliczyć się na zasadach z 2021 r. W tym roku mamy więc mieć nie jeden, ale dwa systemy podatkowe jednocześnie.

Cuda nad cudami.
Co prawda doradcy podatkowi twierdzą, że system podatkowy musimy mieć jeden i tu nie ma innej opcji. I jeśli uchyliliśmy w dniu 1 stycznia przepisy z poprzedniego roku, to tych przepisów już nie ma w systemie prawnym. Nie możemy więc nakładać na kogokolwiek jakichkolwiek obowiązków, które by wymagały obliczania podatku według przepisów, których już nie ma. Ale jak widać, dzielnych harcowników z kancelarii premiera ten problem nie przeraża. Doradców podatkowych, osoby pracujące w księgowości, dziennikarzy ekonomicznych owszem. Być może to po prostu kwestia tego, że mamy zbyt dużą wyobraźnię.

PIT 2022. Dlaczego warto się pospieszyć?
Rzecz trzecia. Sezon rozliczeń podatkowych startuje już 15 lutego. Owszem, normalny podatnik teoretycznie nie musi robić nic. Po prostu 2 maja przygotowane przez skarbówkę zeznanie zostanie oficjalnie kl
epnięte. Ale to dobry pomysł tylko dla osób, które nie chcą skorzystać z żadnych ulg i odliczeń (kto bogatemu zabroni?).
Warto się przy tym z rozliczeniem z fiskusem pośpieszyć. Dlaczego? Jeśli ktoś złoży zeznanie elektronicznie, to szybciej dostaje nadpłatę podatku. Zamiast trzech miesięcy pieniądze spłyną do 45 dni. A zazwyczaj dużo szybciej.

Podatki 2022. Zrób to przez internet po 15 lutego.
Rzecz czwarta. Ciągle są osoby, które rozliczają się na papierze bądź elektronicznie przez e-Deklaracje (uwaga aplikacja e-Deklaracje Desktop przestała być udostępniana przez resort finansów z końcem grudnia, można jednak ciągle korzystać z formularzy interaktywnych). Dla większości osób optymalną wersją rozliczeń jest jednak system Twój e-PIT, który teraz nazywa się e-Urząd Skarbowy. Można tu znaleźć np. wykaz mandatów karnych, twój numer mikrorachunku podatkowego (na który wpłacasz PIT, CIT i VAT). Można również złożyć niektóre pisma, np. wnioski o zaliczenie nadpłaty/zwrotu podatku na poczet innych zobowiązań, zapłacić online podatki itd.

Dla urzędu skarbowego obowiązujące jest to zeznanie, które podatnik złoży samodzielnie. Porada: lepiej nie zaglądać do rządowego systemu od razu 15 lutego. Dlaczego? Otóż doświadczenie wskazuje, że tego dnia to ustrojstwo pod wpływem dużego ruchu zwyczajnie nieustająco pada. Czasami (przepraszam, całkiem często) bywają tam jakieś błędy. Warto więc odczekać kilka dni.

Rozliczenia podatkowe 2022. Jakie są najbardziej korzystne ulgi podatkowe?
Rzecz piąta. Zwróć uwagę na ulgi podatkowe. Niektóre z nich są bardzo korzystne i lekko zapomniane.
Ulga termomodernizacyjna. Co to jest i jak z niej skorzystać?
Daje możliwość odliczania od dochodu wydatków na polepszenie warunków cieplnych budynku mieszkalnego jednorodzinnego przez jego właścicieli i współwłaścicieli. Co się kryje pod tym pojęciem? Na przykład materiały budowlane wykorzystywane do docieplenia, kocioł gazowy czy olejowy kondensacyjny, zbiornik na gaz lub na olej, pompa ciepła, kolektory słoneczne itp. Tu ważna uwaga - od tego roku nie można podciągnąć pod ulgę wydatków na kotły węglowe.
Odliczenia dokonuje się w zeznaniu za rok podatkowy, w którym poniesiono wydatki. Tyle ile wydajesz – tyle odliczasz od dochodu. Ale łączna kwota odliczenia nie może przekroczyć 53 tys. zł.

Ulga na internet. Można odliczyć nawet 1520 zł Bardzo dobra, tylko niestety można z niej skorzystać jedynie raz. Ile jest do wzięcia? Tyle ile się wydało, jednak nie więcej niż 760 zł. Limit ten dotyczy jednego podatnika. Oznacza to, że jeżeli wydatek ponoszą małżonkowie, każde z nich ma prawo do swojego własnego limitu (limit nie przechodzi na następny rok).
Ulga jest od dochodu. Odliczenia w ramach ulgi można dokonać wyłącznie w kolejno po sobie następujących dwóch latach podatkowych. Kruczek: trzeba mieć wyraźnie rozpisany rachunek. Kto kupuje usługę, kto ją sprzedaje, co to za usługa i oczywiście kwotę do zapłaty. Odliczeniu nie podlegają wydatki związane z zakupem sprzętu, komponentów sieci, instalacją, rozbudową i modernizacją, bieżącym utrzymaniem (czyli serwisem), opłatą aktywacyjną (nie jest to bowiem opłata za korzystanie, lecz jedynie opłata za możliwość korzystania). Z tej ulgi skorzystać mogą również osoby opodatkowane ryczałtem. Wtedy jest odliczana od przychodu.

Ulga na dojazdy do pracy. Nie daj się nabrać na głośne tytuły To jeden z większych clicbajtów w polskim internecie ostatnimi czasy. Wygląda to zazwyczaj tak: "Rząd zwraca po 300 zł za paliwo miesięcznie każdemu obywatelowi. Jak odebrać te pieniądze?". Otóż nijak.
Każdej osobie zatrudnionej na umowę o pracę przysługują koszty uzyskania przychodu. Kwoty brzmią tutaj imponująco.
Otóż pracownik, który mieszka w miejscowości, w której znajduje się zakład pracy, ma prawo do pomniejszenia przychodów uzyskanych z pracy o 250 zł miesięcznie, czyli maksymalnie 3 tys. zł za cały rok podatkowy. Natomiast pracownik dojeżdżający z innej miejscowości korzysta z prawa do
odliczenia kosztów w wysokości 300 zł miesięcznie (nie więcej niż 3,6 tys. zł za rok podatkowy). Tyle że te koszty od razu z góry uwzględnia pracodawca, wypłacając nam co miesiąc pensję. Daje to realnie nieco ponad 40 zł miesięcznie.

Ulga na dzieci. Co to jest i jak z niej skorzystać? Królowa polskich ulg.
Przysługuje:
– na każde dziecko, które nie ukończyło 18 lat,
– na każde niepełnosprawne dziecko, które otrzymuje zasiłek (dodatek) pielęgnacyjny lub rentę socjalną,
– na każde dziecko do 25. roku życia, które ciągle się uczy oraz jego dochody (z wyjątkiem renty rodzinnej) i przychody uzyskane w ramach ulgi dla młodych, jeśli po ich zsumowaniu, nie przekraczają 3089 zł.
W rozliczeniu za 2020 r. do odpisu jest:
– na pierwsze dziecko: 1112,04 zł,
– na drugie: 1112,04 zł,
– na trzecie: 2000,04 zł,
– na czwarte i kolejne dzieci w rodzinie: 2700 zł.
Jak to działa? Przypuśćmy, że masz troje dzieci. Wtedy otrzymasz rocznie: 1112,04 zł na pierwsze dziecko, 1112,04 zł na drugie dziecko, 2000,04 zł na trzecie dziecko, czyli łącznie uzyskasz 4224,12 zł.
Rodziny z jednym dzieckiem z dochodami rocznymi powyżej 112 tys. zł nie mają prawa do ulgi. Nie zmieniło się też ograniczenie dla osób samotnie wychowujących jedno dziecko w związku pozamałżeńskim. Skorzystają tylko wtedy, gdy ich roczny dochód nie przekroczył 56 tys. zł. Ale jeśli masz jedno dziecko i wychowujesz je samotnie, limit jest wyższy, bo wynosi 112 tys. zł.
W jaki sposób podatnik może otrzymać zwrot niewykorzystanej ulgi na dzieci, w przypadku gdy kwota ulgi jest większa od należnego u podatnika podatku? Trzeba wtedy kliknąć na przycisk „Dodaj zwrot z tytułu niewykorzystanej ulgi na dzieci". Tam trzeba już samodzielnie wypełnić pole „Składki na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne".
PS Przypominam, że od tego roku obowiązuje rodzinny kapitał opiekuńczy. Świadczenie to nie zależy od dochodu rodziny i wyniesie w sumie do 12 tys. zł na drugie i każde kolejne dziecko w wieku od 12. do 36. miesiąca. Wniosek składa się do ZUS - najlepiej przez swój bank.

Ulga dla młodych. Co to jest i jak z niej skorzystać? Osoby do 26. roku życia podatku nie płacą. Chodzi tu o zarobki do limitu 85 528 zł (czyli jakieś 7127 zł brutto). Ta ulga jest z automatu. Jeśli dochody podatnika w całości są objęte ulgą, to po zalogowaniu rządowego systemu otrzyma taką informację i nie musi wówczas składać zeznania.

Ulga za darowizny. Co to jest i jak z niej skorzystać? Jej limit to 6 proc. rocznego dochodu podatnika.
Odliczeniu podlegają darowizny na rzecz organizacji (różnego rodzaju fundacji czy stowarzyszeń) działających w sferze pożytku publicznego i na cele kultu religijnego. W limicie ulgi za zwykłe darowizny mieści się też ulga dla honorowych dawców krwi. Nawet 100 proc. dochodu można odpisać w zamian za darowizny na działalność charytatywno-opiekuńczą Kościołów.


Ulga za honorowe oddawanie krwi. Co to jest i jak z niej skorzystać? Odliczenie jest od dochodu (przychodu w przypadku ryczałtu). Stawka za 1 litr krwi i jej składników wynosi 130 zł. Mężczyzna (podatkowo) w ciągu roku może oddać maksymalnie 2,7 litra, a kobieta 1,8 litra krwi.
Ustawa z 21 stycznia 2021 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19 dokłada do tego dwa dni wolne od pracy w dniu oddania krwi lub jej składników oraz w dniu następnym. A także 33 proc. na przejazdy w komunikacji krajowej środkami publicznego transportu zbiorowego.



styczeń 2022

W lutym 1/3 społeczeństwa może znaleźć się na kwarantannie. Nadchodzi gospodarczy armagedon?
Według analiz Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW w lutym nawet kilkanaście milionów ludzi może znaleźć się na kwarantannie. Wszystko przez wysoce zakaźny wariant koronawirusa. Najgorszy scenariusz dla gospodarki? Zagrożone jej strategiczne gałęzie, jak energetyka. Aby ratować sytuację rząd korzysta z doświadczenia innych krajów i skraca kwarantannę - od 24 stycznia będzie ona obowiązywała przez siedem dni.

Zgodnie z analizami i prognozami Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW najbliższa fala pandemii apogeum osiągnie ok. 10 lutego i potrwa trzy, maksymalnie cztery tygodnie. Przy założeniu, że wydolność systemu testowego w Polsce jest wysoka, będziemy odnotowywać w jej szczycie 140 tys. przypadków zachorowań dziennie.

Zachoruje całe społeczeństwo
Dr inż. Franciszek Rakowski z ICM UW zaznacza, że określenie nadchodzącej fali jako "piątej" jest błędne. – Nazywamy ją prawidłowo falą 1 B. Fale od 1 do 4 zamknęły w Polsce proces dochodzenia społeczeństwa do odporności. Obecna fala natomiast jest zupełnie inna, bo charakteryzują ją reinfekcje i infekcje poszczepienne. Dzięki temu jest mniej hospitalizacji, bo osoby zaszczepione czy ozdrowieńcy przechodzą zachorowania łagodniej – twierdzi.
To, co jest jednak niepokojące, to kumulacja fali 1 B w czasie. Jeśli rząd nie wprowadzi restrykcji, by tę falę "wypłaszczyć", całe społeczeństwo przechoruje COVID-a w ciągu półtora miesiąca. Problemem będzie nie tylko wydolność służby zdrowia, ale i łańcuchów dostaw w całej gospodarce.
– Zaznaczam, że w naszych badaniach skupiamy się na ocenie fali zakażeń, hospitalizacji, szczepieniach. Kwarantanny nie badamy, bo nie jest monitorowana w Polsce w sposób wystarczająco dobry, żeby zebrane dane były wiarygodne. Możemy jedynie dostawić pewien model analityczny – mówi dr Rakowski.
Z tego modelu wynika, że w lutym jedna trzecia Polaków znajdzie się na kwarantannie.
– Tych osób już przyrasta bardzo dużo. Jeżeli obecny system kwarantanny zostanie utrzymany, mogą nie wytrzymać tego kluczowe, strategiczne gałęzie gospodarki jak energetyka, transport, o służbie zdrowia nie wspomnę – mówi dr inż. Franciszek Rakowski.
– Moim zdaniem przy tych prognozach fali obecny system kwarantanny jest nie do utrzymania – mówi dr Franciszek Rakowski i jako przykład podaje USA i Wielką Brytanię. – Tam już raz doszło do niewydolności służby zdrowia, a jej pracowników musiało zastępować wojsko – kwituje.

"Biedronka" śpi spokojnie
Ten scenariusz powtarza się w Stanach Zjednoczonych obecnie, choć na mniejszą skalę. Wysoce zaraźliwy wariant koronawirusa omikron zamyka pracowników w domach na kwarantannie, a braki kadrowe dotykają transportu i logistyki. W efekcie w wielu sieciówkach, jak Giant Foods i Publix w północnej Ameryce brakuje podstawowych produktów jak chleb czy mleko.
– Żywności nie brakuje. Mimo to przewidujemy, że konsumenci będą nadal doświadczać sporadycznych zakłóceń w dostawach niektórych kategorii produktów, jak to miało miejsce w ciągu ostatniego półtora roku, ze względu na ciągłe wyzwania w zakresie dostaw i siły roboczej – powiedział CNN Greg Ferrara, prezes Narodowego Stowarzyszenia Producentów Żywności.

Czy polskie sieciówki też to czeka? Przedstawiciele "Biedronki" zapewniają, że dostawy realizują na bieżąco.
– Już na początku pandemii wprowadziliśmy wiele rozwiązań wciąż obowiązujących w placówkach i dodatkowo zwiększających bezpieczeństwo – mówi Jakub Mazur z biura prasowego Jeronimo Martins Polska S.A.
– Pracownicy biurowi pracują w systemie rotacyjnym, aby minimalizować ryzyko epidemiologiczne. Naszym pracownikom przypominamy regularnie, że obecnie najskuteczniejszą formą zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusa są szczepienia – zaznacza.

W ostatnich dniach minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział skrócenie kwarantanny do siedmiu dni. A Mariusz Zielonka z konfederacji Lewiatan, zrzeszającej pracodawców, uspokaja: – Wydaje się, że taki ruch ze strony rządu pomoże przetrwać polskim przedsiębiorcom, którzy mają zresztą bardzo wysokie zdolności adaptacyjne. Mowa głównie o przemyśle, bo w ten wskaźniki zachorowań i kwarantanny uderzą najbardziej – mówi.
Przedsiębiorcy gromadzili zapasy, co widać po indeksie BMI czy danych PKB, przygotowując się na kolejne ewentualne lockdowny. Tam, gdzie chwilowo może zabraknąć rąk do pracy, to będą miejsca pracy na trzy zmiany – dodaje ekspert i zaznacza, że sytuacja w USA jest inna. – Tam znacznie wzrósł popyt na dobra, niejako przenosząc się z popytu na usługi, konsumpcjonizm wystrzelił w górę. Dlatego przerwy w dostawach mają tam wiele innych powodów. Ponadto, w Polsce wiele osób testuje się poza oficjalnym systemem.

Ze względu na rekordową liczbę zakażeń od 24 stycznia okres przebywania na kwarantannie zostanie skrócony z dziesięciu do siedmiu dni. Jak zaznaczył w piątek premier Mateusz Morawiecki, Polska skorzysta tutaj z doświadczenia innych krajów - podobne rozwiązania wprowadziły Niemcy, Francja, Belgia czy Włochy.

- Chcemy też utrzymać możliwie wszystkie inne usługi medyczne, tak, by nie było sytuacji, że ze względu na koronawirusa pozostała część służby zdrowia w dużym stopniu jest zakłócona – zapowiedział szef rządu na konferencji prasowej.